niedziela, 25 stycznia 2015

re-SET

Nowy rok, nowe plany, stare problemy.

Chociaż od początku roku minęło już trochę czasu, to dopiero w ten weekend udało mi się trochę pojeździć. Dlaczego? Może dlatego, że brak motywacji i czasu. To drugie to własnie stary problem... Motywacja zawsze się znajdzie.



W ten weekend udało mi się wyrwać na 2 super treningi. Pierwszy z Rowerowymi Sobotami. Nie dajcie się zwieść nazwie. Z pewnością nie jest to niedzielna szkółka jazdy po parku na rowerze. Drugi to trening solo w Lesie Łagiewnickim.
Wyszło jak zwykle, trochę spontanicznie. Zawiozłem żonę w sobotę do pracy i zostało mi jakieś 15 min, żeby się spakować, przebrać i dojechać na miejsce spotkania. Udało się, na styk.





Dlaczego pojechałem? Dlatego, że zupełnie nie znam południowych terenów pod Łodzią, a jechaliśmy w okolice Rzgowa. Zawsze to jakaś miła odmiana. A trzeba przyznać, że jest tam gdzie jeździć! Trzeba też przyznać, że RS mają niezłe tempo! Przypomniałem sobie, jak pojechałem jakieś 1,5 roku temu do Warszawy na AMATORSKI trening z Na spotowo rowerowo po Puszczy Kampinoskiej. Do dziś dnia nie pamiętam, jak udało mi się przeżyć to mordercze tempo. Musiałem się nieźle koncentrować i spinać poślady, żeby nie zostać w lesie i nie zostać pożartym przez łosie.










Celem sobotniej wycieczki było odnalezienie Okrągłej Góry, przy czym określenie „góra“ jest zdecydowanie na wyrost. Ale nie ma co się dziwić. Tutaj w zasadzie wszędzie jest płasko. To tylko 200-parę metrów, a góra wygląda jak osiedlowa górka do zjeżdżania na sankach. Po zdobyciu lokalnego K2 udaliśmy się w stronę Łodzi. 













W tym miejscu podziękowania dla całej grupy Rowerowe Soboty za fajną trasę i fajne tempo.




Niedziela. Nie pamiętam kiedy tak źle spałem. Głównie dlatego, że moi sąsiedzi, postanowili urządzić sobie alkoholową libację. Nie pierwszy zresztą raz. O 4 rano byłem w pełni obudzony i patrzyłem na padający śnieg. Jeszcze wczoraj jeździłem po czarnym, dzisiaj przyszło jeździć mi po grubej warstwie śniegu.






W zeszłym roku nie udało się pojeździć zimą (głównie przez remont), więc trzeba było nadrobić zaległości. Nie powiem, że nie cieszyłem się jak małe dziecko, gdy spadnie 5 cm śniegu i już chce wyjść na sanki.







W Lesie Łagiewnickim ruch większy niż latem. Pełno spacerujących rodzin, biegaczy i narciarzy biegowych. Wcale się nie dziwię, bo widoki były piękne. I ta wszechogarniająca cisza... Tego mi było trzeba. Fizycznego samoupodlenia i psychicznego oczyszczenia. Głównie tego drugiego.



A jakie plany na nowy sezon? O tym już za 4 tygodnie! Mam nadzieję, że w międzyczasie uda się gdzieś jeszcze wyskoczyć i pokręcić po okolicy.