Nowy rok, nowe
plany, stare problemy.
Chociaż od
początku roku minęło już trochę czasu, to dopiero w ten weekend udało mi się
trochę pojeździć. Dlaczego? Może dlatego, że brak motywacji i czasu. To drugie
to własnie stary problem... Motywacja zawsze się znajdzie.
W ten weekend
udało mi się wyrwać na 2 super treningi. Pierwszy z Rowerowymi Sobotami.
Nie dajcie się zwieść nazwie. Z pewnością nie jest to niedzielna szkółka
jazdy po parku na rowerze. Drugi to trening solo w Lesie Łagiewnickim.
Wyszło jak
zwykle, trochę spontanicznie. Zawiozłem żonę w sobotę do pracy i zostało mi
jakieś 15 min, żeby się spakować, przebrać i dojechać na miejsce spotkania.
Udało się, na styk.
Dlaczego
pojechałem? Dlatego, że zupełnie nie znam południowych terenów pod Łodzią, a
jechaliśmy w okolice Rzgowa. Zawsze to jakaś miła odmiana. A trzeba przyznać,
że jest tam gdzie jeździć! Trzeba też przyznać, że RS mają niezłe tempo!
Przypomniałem sobie, jak pojechałem jakieś 1,5 roku temu do Warszawy na
AMATORSKI trening z Na spotowo rowerowo po Puszczy Kampinoskiej. Do dziś
dnia nie pamiętam, jak udało mi się przeżyć to mordercze tempo. Musiałem się
nieźle koncentrować i spinać poślady, żeby nie zostać w lesie i nie zostać
pożartym przez łosie.
Celem sobotniej
wycieczki było odnalezienie Okrągłej Góry, przy czym określenie „góra“ jest
zdecydowanie na wyrost. Ale nie ma co się dziwić. Tutaj w zasadzie wszędzie
jest płasko. To tylko 200-parę metrów, a góra wygląda jak osiedlowa górka do
zjeżdżania na sankach. Po zdobyciu lokalnego K2 udaliśmy się w stronę Łodzi.
W tym miejscu
podziękowania dla całej grupy Rowerowe Soboty za fajną trasę i fajne tempo.
Niedziela. Nie pamiętam kiedy tak źle spałem. Głównie dlatego, że moi sąsiedzi, postanowili urządzić sobie alkoholową libację. Nie pierwszy zresztą raz. O 4 rano byłem w pełni obudzony i patrzyłem na padający śnieg. Jeszcze wczoraj jeździłem po czarnym, dzisiaj przyszło jeździć mi po grubej warstwie śniegu.
W zeszłym roku
nie udało się pojeździć zimą (głównie przez remont), więc trzeba było nadrobić
zaległości. Nie powiem, że nie cieszyłem się jak małe dziecko, gdy spadnie 5 cm
śniegu i już chce wyjść na sanki.
W Lesie
Łagiewnickim ruch większy niż latem. Pełno spacerujących rodzin, biegaczy i
narciarzy biegowych. Wcale się nie dziwię, bo widoki były piękne. I ta
wszechogarniająca cisza... Tego mi było trzeba. Fizycznego samoupodlenia i
psychicznego oczyszczenia. Głównie tego drugiego.
A jakie plany na
nowy sezon? O tym już za 4 tygodnie! Mam nadzieję, że w międzyczasie uda się
gdzieś jeszcze wyskoczyć i pokręcić po okolicy.